czwartek, 3 października 2013

rozdział pierwszy

Z westchnieniem sięgnęłam po ramkę ze zdjęciem. Po raz kolejny widziałam uśmiechniętą twarz mojego ojca i znów miałam ochotę się rozpłakać. Powstrzymałam się jednak i uklęknęłam przy otwartej, wypełnionej czarnej walizce i ostrożnie ułożyłam ramkę na czterech idealnie ułożonych koszulkach.
Jestem osobą poukładaną do bólu, w dodatku bardzo dokładną. W moim rozumowaniu nie ma określenia „prawie”. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim jak powiedzenie mi, że nie włożyłam w coś swojej całej możliwości. Musiałam mieć zawsze wszystko idealnie ułożone, wysprzątane i dokończone. Możliwe, że jest to z powodu mojego taty. On również był poukładanym człowiekiem i także musiał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. W dzień śmierci widocznie nie miał, bo zmarł prawdopodobnie ze swojej głupoty. Tak twierdzi bynajmniej najlepszy przyjaciel ojca, Graham, który również należy do wojska, tak jak mój tata. Nazywam go wujkiem, choć nie jest on biologicznym.
Zamknęłam walizkę i pociągnęłam za suwak. Nie miałam problemu z dopięciem jej, nie jestem jak większość nastolatek, które upychają wszystkie swoje ubrania tylko z powodu tego, by mieć co na siebie włożyć i żeby było to co innego każdego dnia. Ja nie miałam na szczęście tak wiele ubrań. Na pewno zabrałabym wszystkie, bo nie jadę do wujka na krótko. Ja wiem, że mama za wszelką cenę będzie starać się sprawić, bym została tam już na zawsze, albo przynajmniej póki nie zamieszkam w końcu sama. Westchnęłam podnosząc się, po czym i walizkę. Postawiłam ja przy drzwiach i podeszłam do biurka, spod którego wyciągnęłam czarną torbę na ramię. Z szuflady zabrałam swój rysownik i wszelkie przybory. Nie malowałam nic, chciałam zostać architektem, a pierwszy projekt jaki przygotowuję to mój wymarzony dom, który z pewnością kiedyś sama zbuduję i urządzę. Złapałam jeszcze ładowarkę, komórkę i ukochane słuchawki, bez których nie mogę żyć.
Podbiegłam do drzwi i wyszłam z pokoju. Naprawdę nie byłam szczęśliwa z powodu tego wyjazdu, ale pomyślałam, że odpoczynek od mamy i deszczowego Londynu zrobią mi dobrze, dlatego nie trzymałam rodziny w niepewności, zgodzić się i tak musiałam.
Podłączyłam do telefonu słuchawki i włożyłam je w uszy puszczając jakieś smętne piosenki. Radząc sobie bezproblemowo z walizką zniosłam ją na dół zatrzymując się przed wejściem. Już chciałam zawołać mamę i wujka, ale przypomniało mi się czego ważnego zapomniałam. Odkładając bagaż pobiegłam z powrotem do pokoju i z szafki nocnej zabrałam cztery żyletki. Schowałam je do kieszeni spodni i wychodząc z mojej sypialni ostatni raz rzuciłam na nią okiem. Westchnęłam zamykając drzwi, zapewne już tu nie wrócę.
Zbiegłam z powrotem do holu, gdzie schowałam do torby żyletki i zawołałam matkę i wujka Jerry’ego. Brat mamy stał już ze swoja małą walizką, ponieważ przyjechał do nas na trzy dni. Mamie oczywiście nie przypadło do gustu to, że ma tu swoją rodzinę. Byłam pewna, ze pozbywa się mnie tylko po to by mogła mieć jakiegoś faceta. Już nie raz, odkąd nie żyje tata robiłam jej o to awanturę. Nie podobało mi się to, że może mieć kogoś innego niż mój tata, dlatego też nie pozwalałam na to, by ktoś tak po prostu kręcił się pod naszym domu, co znaczy tez moim i mogłam zabronić jej tego.
Mama lekko przytuliła wujka, a ja ocknęłam się kiedy zaczęli między sobą rozmawiać. Szeptali sobie coś na ucho ciągle na mnie spoglądając. Bałam się, że widać jakąś moją bliznę, więc odruchowo naciągnęłam rękawy i ściągnęłam bluzę w dół. Przeczesałam włosy palcami i wyczekiwałam w końcu naszego wyjścia.
Zdziwiona otworzyłam oczy, kiedy mama i do mnie podeszła. Wyciągnęłam słuchawki zawieszając je na szyi i pozwoliłam się przytulić, nie odwzajemniłam jednak uścisku, ponieważ nie miałam powodu. Nie czułam się w jej ramionach, jak u prawdziwej matki, bo takową dla mnie nie była. Nie kochała mnie, jak swojego dziecka. Byłam dla niej tylko i może aż córką swojego męża. 
Szepnęłam ciche pa i odwróciłam się na pięcie od razu wkładając do uszu słuchawki. Złapałam swój bagaż i mimo droczenia wujka sama je niosłam. Przed domem stała już czarna, charakterystyczna dla Londynu taksówka, do której wraz z Jerry’m wsiedliśmy. Spojrzałam za okno przyglądając się postawie mamy. Każda inna rodzicielka płakałaby teraz, a ona stała z założonymi rękami z lekkim uśmieszkiem na ustach, a kiedy taksówka ruszyła ona tak po prostu wróciła do domu. W moich oczach pojawiły się automatyczne łzy, ona naprawdę mnie nie kocha.
- Wszystko w porządku? – usłyszałam obok, nie wiedząc nawet kiedy wujek wyciągnął mi jedną ze słuchawek. Otarłam policzek, na szczęście nie po stronie, gdzie siedział i lekko pokiwałam głowa.
- Po prostu będę tęsknić – odparłam cicho. Nie martwiłam się tym, bo nie mam za czym oprócz tego, że zostały tam wszystkie moje wspomnienia.
- Za czym? – zapytał po chwili. Ciągle lustrował moją twarz, a ja czułam się bardzo nieswojo. Wciągnęłam powietrze ze świstem opanowując falę łez lgnąca do moich oczu. Cisza wokół nas pozwoliła mi na chwilę uspokojenia, po czym spojrzałam na wuja.
- Za wspomnieniami – odparłam od razu.
- A za mamą? – spytał. Podchwytliwe, nie powiem. Nie wiedziałam do końca, czy będę, bo tak naprawdę nie miałam z nią dużo wesołych wspomnień. To zawsze z tatą spędzałam czas, a kiedy wyjeżdżał na misje siedziałam przed listami, które do siebie wysyłaliśmy. Nie wychodziłam wtedy często z pokoju. Chodziłam do szkoły w kratkę mimo, że tata nalegał bym nie opuszczała szkoły.
- Wiesz co wujku? – spojrzałam na niego i od razu nie miałam ochoty płakać. Byłam wściekła za to, jak traktowała mnie przez całe życie. – Nie, nie zachowywała się jak prawdziwa matka, dlatego definitywnie nie – dokończyłam i spojrzałam za szybę.
- Wiedziałem to od początku. Louise jest taka i nie da się tego w żaden sposób zmienić, niestety. Moja siostra nigdy nie była jakoś wyjątkowa. Nie lubiła dzieci i się nimi zajmować. Tobą również, dlatego kiedy do mnie zadzwoniła, od razu przyjechałem. U nas przynajmniej będziesz czuła miłość.
- Przepraszam nas? – spytałam przerażona.
- Mam narzeczoną. Hannah, przysięgam, że się polubicie. Dusza towarzystwa i świetna przyjaciółka – zapewnił, a ja skinęłam głową.



~*~

Na lotnisku siedzieliśmy piętnaście minut, póki nie wywołano nas do odprawy. Przeszliśmy bez problemu i teraz już siedzieliśmy w samolocie. Mój wujek musiał być kimś super bogatym, bo mieliśmy bilety w pierwszej klasie. Nigdy nie chwalił się tym, że ma ful kasy. Czułam się dziwnie z tym, że będę na jego utrzymaniu, choć i tak wiedziałam, że nie będę od niego dużo kasy brać.
Westchnęłam i oparłam głowę o szybę. Chciałam jak najszybciej dolecieć i zamknąć się w pokoju. Wcale nie miałam ochoty poznać się z Hannah i myślę, że do tego akurat chęci nie będę wyrażać. Nie mam na myśli tego, że na samym starcie ją skreślam, po prostu wydaję mi się, że nawet jeśli jest tylko kilka lat starsza nie złapię z nią dobrego kontaktu.
- Myślisz, że w Los Angeles będziesz szczęśliwa? – spytał wujek, a ja odwróciłam głowę od okna samolotu i spojrzałam na niego.
- Wujku... Ja jeszcze tam na ziemi nie stanęłam, skąd wiesz, że przeżyjmy? – zażartowałam.
- Nie, no pesymizm to ty musisz mieć wrodzony – powiedział rozbawiony.
Dalej już siedzieliśmy w ciszy. Miałam nadzieję, że jesteśmy już blisko Ameryki, bo nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Przecież nie wyciągnę przy wszystkich żyletki. Jak na zawołanie naciągnęłam rękawy i włączyłam sobie muzykę w słuchawkach.
Jakieś pół godziny później przystąpiliśmy do lądowania i w końcu moje stopy dotknęły ziemi w LA. Uśmiechnęłam się lekko, a po chwili z Jerry'm udaliśmy się do luku bagażowego, po moją skromną dość walizkę. Ruszyliśmy do wyjścia, ale mój wujek był natarczywy i potrzebował dawki kofeiny, dlatego poszliśmy jeszcze w drodze do domu do kawiarni. Zdziwiłam się tym, że tutaj Starbucks jest dużo większy od tego, w którym bywałam w Londynie.
Wychodząc już nie wierzyłam, że czuję na sobie kawę. Miałam szczęście, że była mrożona, bo inaczej poparzyłabym się. Spojrzałam w górę i moim oczom ukazała się wysoka i śliczna blondynka. Zamknęłam powieki, żeby nie wybuchnąć, a dziewczyna wybudzając się z letargu zaczęła mnie przepraszać.
- Ej, spoko, nic się nie stało, jest ok - powiedziałam z uśmiechem.
- No dobrze, jeszcze raz przepraszam. Mam na imię Kelsey, a ty? - wyciągnęła do mnie rękę, w której nie trzymała kubka, a ja uścisnęłam ją.
- Molly - odparłam, a dziewczyna uśmiechnęła się. Miała usta pomalowane mocną, różową szminką i to była najbardziej rzucająca się w oczy część makijażu.
Uśmiechnęłam się również i na sekundę spuściłam głowę. Spojrzałam na piankowy kubek trzymany w rękach, a kiedy dziewczyna zaczęła ponownie mówić uniosłam wzrok.
- Może usiądziesz z nami? - zapytała wskazując ręką, na któryś stolik za mną. Obejrzałam się jednocześnie pytając.
- Z nami?
Moim oczom ukazało się pięciu chłopaków i Mulatka, którzy byli zajęci rozmową. Jeden z nich przykuł moją uwagę, dlatego przez jakiś czas byłam nieobecna.
- Więc? - spytała ponownie, a ja zwróciłam się w jej stronę. Moje włosy okręciły się w okół mnie trafiając do moich ust. Czułam się zażenowana, dlatego szybko je wyciągnęłam i lekko pokręciłam głową, widząc wujka Jerry'ego patrzącego na mnie zza szyb kawiarni.
- Może kiedy indziej... Dopiero tu przyjechałam, dlatego muszę już iść - odparłam z przekąsem. Dziewczyna bez słowa zaczęła grzebać w swojej torebce, a po chwili wyciągnęła swoje odkryte ramię. Cieszyłam się, że nie pociągnęła za moje. Podała mi długopis.
- Skoro tak, to zapisz mi swój numer. Spotkamy się - powiedziała z lekkim uśmiechem, a ja niepewnie zapisałam ciąg literek na jej gładkiej skórze.
- W takim razie. Do jutra? - spytałam z lekkim uśmiechem, a ona pokiwała głową.
- Pa - dała mi całusa w policzek, po czym udała się do swoich przyjaciół. Pierwszy dzień w LA, a ja znalazłam już znajomą, choć nie do końca jestem przekonana, że do mnie zadzwoni.

___
Nie mam pomysłu co tu napisać.
Dlatego żegnam się z wami i do następnego :)
mam nadzieję, że się podoba. <3


Obserwatorzy